Następnego ranka Lunę obudziły promienie słońca, dobijające
się do wnętrza dormitorium.
Światło odbijało się od niebieskiej ściany, rażąc w oczy innych uczniów. Do tego trzy białe ściany, które kontrastowały z ciemnymi meblami. Blond włosa przywołała swoje ubrania i za pomocą różdżki ubrała się w nie. Sprawdziła, czy ma na sobie buty, ponieważ czasami przy lunatykowaniu je ściągała. Nie raz ktoś przychodził zwrócić jej nieodłączne trampki. Jednak lepsze to niż szukanie swoich rzeczy po całej szkole. Parę razy w roku szkolnym, Krukoni musieli zrobić jej ten durnowaty kawał, który już nie był śmieszny, a swego rodzaju męczarnią.
Dziewczyna myślała nad tym, przy którym stole usiąść
dzisiejszego dnia. Zazwyczaj siedziała z Gryfonami, odświętnie z Krukonami.
Wolała jednak stół Gryfonów, tam czuła się lepiej. Po co miałaby siedzieć z czarodziejami, którzy nie zwracają ani krzty
uwagi? Zawsze myślała, że kiedyś w końcu ktoś ją zauważy. Zawsze pełna
optymizmu twarz Luny nagle pociemniała. Traciła wiarę w to, że kiedykolwiek
ktoś ją szczerze polubi. Nigdy bowiem samotność jej nie przeszkadzała, uważała,
że jej przyjaciółmi jest grupa Gryfonów – Ginny, Hermiona, Harry, Ron i
Neville. Jednak ostatnio nie była tego pewna. Rozejrzała się po Wielkiej Sali, zaczarowany sufit był dziś szarawo niebieski, a blade słońce przebijało się zza chmur. Wielu uczniów już zasiadło przy swoich stołach. Ślizgoni z dumą i pychą komentowali wszystko co było dookoła. Nie uszło jej uwadze, że grupka dziewczyn z Domu Węża śmiała się z niej. Przy stole Krukonów była jeszcze mała grupka uczniów. Ze stołu Puchonów donosił się tylko głośny śmiech. Gryfoni zawzięcie o czymś dyskutowali. Zauważając, że 'przyjaciele' nie zwracają na
nią zbytniej uwagi, zasiadła przy stole Ravenclaw'u, przy którym poczuła się
znacznie gorzej. Zjadła pośpiesznie dwie kanapki i popiła sokiem dyniowym z
pucharu.
Lekcje
upłynęły szybko. Za szybko. Zrezygnowana tym, że żaden z jej przyjaciół nie
zwrócił dziś na nią uwagi – udała się na błonia, dzierżąc w ręku pudełko. Niezbyt wielkie, właściwie można było je zaliczyć do małych. Koloru srebrnego z niebieską poświatą. Na przodzie widniały namalowane ptaki. W większości kruki, które rozpościerały swe skrzydła ku niebu niebieskiemu jak książka do Transmutacji. Przy brzegach były piękne diamenciki, każdy z nich mienił się inną barwą. Miała tam schowane koraliki (które swoją drogą należały do jej najcenniejszych zbiorów, duże i małe, matowe i brokatowe, świecące w ciemności i te z godłami Hogwartu, przezroczyste i tęczowe), sznurek, nożyczki. Usiadła wygodnie na trawie, po
czym zabrała się za robotę. Nie wiedziała, co ze sobą począć, od czasu do czasu
tylko spoglądała na uczniów Hogwartu – każdy z nich robił co innego. Jedni pilnie
się uczyli, mała grupka Ślizgonek zawzięcie plotkowała, grupa Gryfonów
urządziła skromny piknik. Z kolei Puchoni leżeli na trawie i zajadali się
czekoladowymi żabami. Grupka Krukonów pilnie studiowała pierwszy rozdział z Numerologii. A może Wróżbiarstwa? Czasem dziwiło
ją to, że jest tu tylu uczniów – z którymi i tak nie miała bliskiego kontaktu.
Była miła, uprzejma, ale inna i to sprawiało, że uczniowie
Szkoły Magii i Czarodziejstwa nie chcieli z nią przebywać.
Zrobiła
cztery bransoletki. Jedną niebieską, drugą żółtą, trzecia była czerwona, a
czwarta – zielona.
Składałoby się to na cztery kolory hogwardzkich domów,
toteż Luna założyła na swoją rękę niebieską. Pozostałe zostawiła w pudełku.
Lubiła Gryfonów i Puchonów. Domy obydwa przyjazne, jednak Domu Węża nijak
lubiła. Uczniowie z Domu Węża, ociekali czystą krwią i wykorzystywali to, że
pochodzą z wysoko urodzonych rodzin. Luna wierzyła w to, że da się ich zmienić.
Od wewnątrz. Widziała zagubione dusze, które myślą, że pychą i puszeniem osiągną cel, że zakryją to co tak starannie
ukrywają. Zawsze okazywali swoje uczucia – wiadomo, jednakże mieli jednego
ucznia, który wydawał się być z lodu. Nigdy nie widziała rozemocjonowanego
Dracona. Żadnego szczerego uśmiechu na twarzy. Toczy swoją grę.
Spacerkiem przeszła się przez błonia i machała naokoło znanym twarzom. Przy okazji podziwiała naturę tonącą w już trwającej jesieni. Tegorocznego roku pora obumierania postanowiła przyjść dość szybko. Udała się do zachodniej części zamku, zapukała w drzwi i rozwiązała dosyć prostą zagadkę.
- Co to jest, zachowuje się niczym nocne stworzenie, pojawia się znikąd i patrzy wzrokiem mroku. Peleryna powiewa niczym flaga na wietrze, a ukrywa się w lochach zamku.
- Profesor Snape.
Położyła
swoje pamiętne pudełko po matce na łóżku i chcąc założyć na ręce nowe nabytki –
spostrzegła, że nie ma tej jednej zielonej. Pewnie musiała ją z roztargnienia
tam zostawić. Jednak stwierdziła, że nie będzie jej szukać. Jeśli jej
przeznaczeniem jest ją posiadać – to wróci. Kiedykolwiek.
Zaszła
do Domu Lwa, aby spędzić czas z przyjaciółmi. Siedziała z nimi przy palenisku i
zajadała mugolskimi przekąskami, które przywiozła ze sobą Hermiona. Oni
rozmawiali i śmiali się. Lovegood była z nimi ciałem, jednakże duszą leciała
gdzieś indziej. Niczym do wymarzonej krainy, bez problemów, z jednorożcami i
innymi magicznymi stworzeniami. Bowiem taka właśnie była Luna Lovegood – zawsze
odpływała. Można to nawet skwitować prawdziwym odpływaniem.
Dziubki, zgodnie z obietnicą wstawiam rozdział 2 trzeciego września. Jednakże nie mam zielonego pojęcia, kiedy wstawię trzeci. Jedyne na co liczę to trochę komentarzy. To najlepsze wsparcie z Waszej strony. Rozdział sraki, było o 30 zdań krótszy, jednakże wzbogaciłam rozdział o te zdania. Hmm... Post za długi nie jest z resztą jak poprzednie, tego nie widać, ale powiem Wam, że każdy rozdział wydłuża się o parę zdań. A to chyba dobrze? (minimum 7 komentarzy - czyli wersja mnie le szantaż)
Jestę anonimę :D
OdpowiedzUsuńPisz dalej, jeśli możesz to zacznij wprowadzać jakieś zabawne sytuacje...najlepiej z profesorem Snaypem ^^ Nie mogę siędoczekać kolejnego rozdziału : )
Pięknie piszesz. Jestem ciekawa co z tą zieloną bransoletką sie stało :)
OdpowiedzUsuńOczekuj nastepnego rozdzialu juz niedlugo :)
UsuńBardzo podoba mi się Twój "styl" pisma ;] . Jak na razie treść jest także dobra. ;)
OdpowiedzUsuń@Andrea_AndyAndy
Dziekuje,.jesli to mozna nazwac 'stylem', haha
UsuńKrukonka ze Ślizgonem ??? Ciekawie, ciekawie się to zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńJak na razie wszystko świetne. Zobaczymy jak będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;p
wofjsjxbau nareszcie mam czas przeczytac! Siedze w szkole i czekam na rysunek geodezyjny i tak sobie czytam. LUBIE TO BARDZO! Swietnie piszesz i nawet nie zaprzeczaj. Ide czytac nastepny :):*
OdpowiedzUsuńHahaha... nie ma to jak czytanie blogów w szkole. Też tak kiedyś robiłam.. :)
UsuńA może spróbuję zaprzeczyć? Spytam się polonistki, do dziś nie wiem dlaczego miałam u niej zawsze 5 z wypracowań i opowiadań :P