22 września 2012

Owlery


                Ktoś, a raczej coś zastukało w szybę Pokoju Wspólnego Krukonów. To była sowa. Niezbyt wielka, szara wyraźnie usiłowała dostać się do środka. Luna podeszła i otworzyła. Sówka usiadła na jej ramieniu i wystawiła do przodu swoją krótką nóżkę, na której widniał przywiązany list. Dziewczyna ostrożnie odwiązała list po czym podała spragnionej sówce trochę wody i krakersy. Niestety nic innego przy sobie nie miała. Jednak lepszy rydz niż nic, zwierzę wyglądało na bardzo spragnione, więc cieszyło się i  z tego. Wzięła pergamin do ręki i zaczęła czytać.


Droga Luno!
                Zapewne wiesz, że ciotka Irenea ostatnio planowała coś specjalnego – przynajmniej tak uważała. Wymyśliła wieczór wspominania Twojej matki. Ma być miła atmosfera, cała rodzina ma się zebrać. Oczywiście jesteś zaproszona. Odbędzie się to 16 listopada. Dumbledore już wie i oczywiście zostaniesz zwolniona z zajęć na 3 dni. Przy okazji będziesz mogła wziąć egzemplarze Żonglera dla swoich przyjaciół. Oczekuję sowy z potwierdzeniem.
Ksenofilius Lovegood



Wieczór wspominania jej matki? To naprawdę dziwne, jednak ciotka Irenea szukała pretekstu aby urządzić zlot rodzinny. Niech tak więc będzie. Wspominanie jej matki będzie ciężkie. Lunę dalej serce bolało po śmierci rodzicielki jednak nie przyznawała się do tego. Jest ktoś, kto ma gorzej, bo stracił dwójkę rodziców i ich nie pamięta – Harry Potter. Chwyciła kawałek czystego pergaminu, atrament i pobiegła do sowi arni. Wspinała się po długich i krętych kamiennych schodach. Wydawały się ciągnąć w nieskończoność, jednak dziewczyna szła dzielnie przed siebie, choć czuła, że nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Przystanęła na chwilę i porozmawiała z obrazem Damy na Dworku. Pytała się Lunę, co sądzi o jej nowej sukni w kolorze karmazynowym. Suknia olśniewała zgrabnością jednocześnie okazując ilość zużytego materiału na nią. Przy dekolcie były przyszyte czarne koraliki. Gorset ściskał mocno Damę, a jej dół był pięknie rozkloszowany.
- Damo, uważam, że ta suknia jest naprawdę wspaniała! Powinnaś częściej nosić takie. – Uśmiechnęła się Luna.
                Dama zaczęła się kłaniać.
- Dziękuję pięknie, Krukonko! Niestety nie pamiętam twego imienia. Czy mogłabyś mi je powtórzyć?
- Nazywam się Luna. Luna Lovegood.
- No więc Luno Lovegood, dziękuję za miły komplement i mam nadzieję, że wreszcie nie zapomnę twego imienia! A teraz nie będę ci przeszkadzać, udaj się tam gdzie chciałaś.
- Dziękuję i miłego dnia życzę. – Na pożegnanie blond włosa pomachała obrazowi i kontynuowała swoją wspinaczkę po piekielnych schodach.
                Na samym szczycie ujrzała ogromne, drewniane drzwi. Tak, to jest sowiarnia.
Uradowana Luna podbiegła do drzwi i ostrożnie je uchyliła, bowiem stare drzwi powoli kończyły już swą żywotność. Wślizgnęła się chyłkiem i rozejrzała.
 Małe okrągłe pomieszczenie pełne różnorodnych sów musiało pomieścić je wszystkie, choć czasem nie wyglądało na to, aby starczyło miejsca dla wszystkich. Promienie słońca próbowały wedrzeć się do środka poprzez małe kamienne otwory w murach zamku. Podłoga pokryta słomą i odchodami sów sprawiała iż nie lada prostym zadaniem było, aby dojść spokojnie do kąta, gdzie stał mały stół skryby tak by nie zrobić sobie krzywdy. Dziewczyna wyciągnęła zza ucha różdżkę i jednym jej machnięciem posprzątała cały bałagan. Zwierzęta były jej bardzo wdzięczne, więc korzystając z chwili ich nieuwagi, przysiadła szybko do stołu skryby, zamoczyła pióro w atramencie i niezbyt starannie napisała tylko parę słów.


Drogi Ksenofilusie
Dziękuję za powiadomienie i oczywiście, że się zjawię. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć całą rodzinę i oczywiście Ciebie, tato.
Luna Lovegood


Zwinęła pergamin i zobaczyła lecącą w jej kierunku Hedwigę. Jej pióra jak zawsze olśniewały bielą, a sama sowa jak zawsze trzymała się świetnie. Teraz widocznie czegoś chciała od dziewczyny. Dziobkiem ją szturchała w rękę. Luna myślała, że ów ptak jest głodny, więc wyciągnęła krakersa i poczęstowała Hedwigę. Zwierzę z apetytem szybko zjadło przekąskę jednak dalej nie dawało jej spokoju. Poczuła nawet lekkie szczypnięcie na przedramieniu. Okrążyła sowiarnię dookoła dwa razy. Zawróciła i usiadła na ramieniu Luny. Wyraziła swoją radość i popatrzyła wyczekująco na blond włosą.
- Chce, abyś wysłała swój list poprzez nią. – Odezwał się głos.
                Wystraszona dziewczyna gwałtownie się odwróciła, co sprawiło, że sowie nie udało się utrzymać i musiała odlecieć kawałek. Obrażona popatrzyła z pogardą na dwójkę młodych ludzi.
To był Draco Malfoy. Gdzieś na jego twarzy błądził pogardliwy uśmieszek. Wyglądał dziś zwyczajnie. Jego blond włosy były starannie zaczesane, czego niestety nie można było powiedzieć o włosach Luny. Czarny sweter w połączeniu z jasnymi spodniami i mugolskimi  ciemnozielonymi trampkami sprawiały wrażenie kogoś bardzo zadbanego. Patrzył na nią z uwagą, przenikliwie lustrując jej dzisiejszy wygląd. Włosy jak zawsze miała roztargane. Niezdarne kosmyki opadały lekko na plecy i ramiona, a pojedyncze nieposłuszne pałętały się po jej bladej twarzyczce. Nieodłączne kolczyki rzodkiewki,  jasnobeżowy sweter z wyszywanymi wiśniami, ciemnozielona spódniczka i grube granatowe podkolanówki. Co lekko go zdziwiło – Lovegood też nosiła te same mugolskie buty, co on.
- Chyba nie powinnam jej wysyłać. To nie moja sowa – ani nie szkolna. – Odparła po krótkim namyśle Luna.
                Chłopak podszedł do niej i uśmiechnął się półgębkiem.
- Potter będzie wniebowzięty, gdy zobaczy, że jego sowa Ci zacnie usłużyła.
                Wyciągnął ramię w stronę Hedwigi, a ta usiadła wdzięcznie na nim. Malfoy skierował teraz ramię z sową w stronę Lovegood. Drugą ręką wyciągnął z kieszeni kawałek sznurka.
- Masz, bo widzę, że i tego zapomniałaś. – Powiedział z pogardą.
  Niepewnie wzięła kawałek sznurka i podziękowała. Przy odbieraniu owej rzeczy niechcąco dotknęła jego ręki. Była ciepła. Przyjemnie ciepła tak w porównaniu do chłodnych rąk blond włosej. Śnieżnobiała sowa lubo wyciągnęła nóżkę w jej stronę, więc zrezygnowana dziewczyna przywiązała kawałek pergaminu do jej nóżki. Zadowolona Hedwiga schowała  nóżkę, a niebieskooki podszedł do jednej z dziur w murze i wypuścił ptaka. Chwilę obserwowali znikającą w oddali sowę, aż nie zamieniła się w małą, białą kropkę i całkowicie nie zniknęła za drzewami.
                Stali tak przez kolejny nieokreślony czas w ciszy. Czuła się dobrze w jego towarzystwie, nic nie mówił, za co blond włosa była mu wdzięczna, bo nie miała ochoty na pogaduszki. Wciąż dręczyło ją przekonanie, że Malfoy miał rację. Nie spała parę nocy, bo myślała o tym, czy ta mała grupka Gryfonów naprawdę należy do grona przyjaciół. Jej przyjaciół. Niestety zaczęła przypominać sobie wszystkie chwile z nimi spędzone i analizowała każdy najmniejszy szczegół, co wprawiało ją w zakłopotanie albowiem zauważała coraz więcej cech, które przypisują Gryfonów do kolegów – a nie przyjaciół. Biła się z myślami, więc postanowiła ich na jakiś czas opuścić mentalnie i pożyć trochę tak jak dawniej –w samotności.
- Ty zapomniałaś kawałka sznurka, a ja atramentu. Czy będę mógł użyć Twojego? – Rzekł chłopak.
                Popatrzyła na niego uważnie. Było widać, że nie jest dziś sobą. Zbyt spokojny, zbyt przyjazny wobec niej, nie ciska w nią żadnymi przezwiskami i kąśliwymi uwagami. Jego i tak już blade niebieskie oczy były jakby ciemniejsze. Nie miały w sobie tego błysku, który zawsze widziała w jego oczach.
Nie myśląc zbyt wiele kiwnęła mu głową. Rzucili na siebie ostatnie spojrzenie, po czym chłopak zajął wcześniejsze miejsce Luny i wyciągnął swój pergamin. Użył jej pióra i atramentu, aby wypisać niezbyt długi list. Przyglądała mu się. Oglądała jego ręce. Zgrabnie przesuwały się po papierze i wypisywały słowa zamieniające się w zdania. Nie czytała tego, co pisał. Zwróciła uwagę bardziej na jego charakter pisma. Eleganckie, bez żadnych kleksów jakie czynił Ron co parę słów. Litery obok siebie, jednak nie łączyła ich żadna linia. Pisane niby niedbale, jednak i tak były bardzo dokładne, równe. Wielkie litery pisał o wiele większe niż przeciętny człowiek. Nagle chłopak zwinął papier i przywołał jedną sowę.
Średniej wielkości, z szaro – brązowymi piórami. Zawiązał na jej nodze list i powiedział ‘’Narcyza Malfoy’’, po czym wypuścił ją. Poleciała daleko przed siebie. Po paru minutach nie było już jej widać.
Chłopak wziął do ręki atrament  i podał dziewczynie. Opuścili razem sowiarnię i ramię w ramię schodzili po kamiennych schodach, które znów wydawały się nie kończyć. Dama z Dworku przyjacielsko im pomachała, poprosiła panicza o opinię na temat jej nowej sukni. Draco skwitował to krótko. ‘’Ładnie’’, widocznie nigdy nie wyrażał zbyt wielu ekspresji jednak Damie to wystarczyło. Wdzięcznie mu się ukłoniła, więc mogli ruszyć dalej. Na drugim piętrze rozstali się. Dziewczyna skręciła w bliżej nieokreśloną drogę, a chłopak powędrował dalej po schodach w dół.

                Dzisiejszego dnia już więcej się nie spotkali. Lekcje popołudniowe minęły w spokoju. Luna męczyła się na zielarstwie z Cho Chang przy jednym stoliku wraz z innymi uczniami. Dostali bliżej nie określonego rodzaju rośliny, które co chwilę robiły wielkie tęcze dookoła siebie, co sprawiało, że stawały się niewidoczne, a skłonienie ich do puszczenia parę kropelek soku tęczowego było dla uczniów misją niemożliwą. Koniec końców, tylko pewnej Puchonce udało otrzymać się to, co pani profesor Sprout chciała. Zrezygnowani uczniowie wylali się tłumem z szklarni i udali się do murów zamków, gdzie było znacznie cieplej niż na dworze. Dni i noce były chłodne, nawet bardzo chłodne. Uczniowie nie zrzucali swoich szalików, kulili się z zimna, gdy ktoś powiedział słowo ‘’dwór’’. Coraz więcej uczniów przebywało u pani Pomfrey w Oddziale Szpitalnym. Wszyscy Ci uczniowie załapali grypę, która rozprzestrzeniała się po szkole, toteż nie zdziwiło Lunę to iż na obiedzie każdy uczeń Hogwartu dostał po fiolce z eliksirem wzmacniającym. Dziewczyna bardzo go lubiła, bowiem smakował jak świeże truskawki, więc z wielką ochotą wypiła swoją porcję, po czym dostała jeszcze porcję Krukona z szóstej klasy, twierdził, że tego nie potrzebuje. Ach, jakże Luna chciałaby być w szóstej klasie. Niestety była w piątej.





Kolejny rozdział mamy za sobą :)
Nie jest zbyt długi, ale robi swego rodzaju przełom na resztę opowiadania.
Niestety oświadczam iż tym razem robię sobie małą przerwą. Tymczasowy nawał nauki, chora jestem no i muszę wszystko uporządkować w głowie, jeśli mowa o opowiadanie.
Jednak mam nadzieję, że ten się Wam podoba no i że wyrazicie swoje opinie pod tym postem w formie komentarza. Wiecie jak ładnie prezentują się cyferki, powyżej 10 na tym blogu? :)
     Jest tak zimno, masakra. Normalnie idę kupić składniki i będę robić Kremowe Piwo. A Wy? Też będziecie je robić na tegoroczną jesień/zimę?


6 komentarzy:

  1. Może następny rozdział pisany przez Malfoya ? :) Ciekawe ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz ciekawsze.
    Aa, z punktu widzenia Draco faktycznie byłoby fajne.
    W takim razie z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :)
    ~Weronika_EV

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiecałam poprawę i oto jestem.
    Rozdział asdfghjkl!
    W końcu Luna i Draco nawiązali więź między sobą <3
    Czekam na więcej :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem wielką fanką Luny. Przez przypadek tu trafiłam i...
    ...i niemogę się doczekać na następny rozdział ! :) Będe obserwować :)
    ~Olga z Ruchowa

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział mi się bardzo podoba ;D
    Nie mogę się doczekać kolejnego ;]
    @Andrea_AndyAndy

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj piąteczka też jest ładna : ) Dodaj kolejny rozdział...może jakiśdłuższy ? ;)

    OdpowiedzUsuń